Wiedźma i czarownica w kulturze Słowian

W strasznych opowiadaniach dla dzieci często pojawiają się wiedźmy i czarownice – niebezpieczne kobiety obeznane w tajnikach magii, od których lepiej trzymać się z daleka. Należy mieć jednak na uwadze, że nie taki diabeł i czarownica straszni, jak ich malują, a w czasach przedchrześcijańskich wiedźma stanowiła poważaną jednoosobową instytucję, do której ludzie zgłaszali się, gdy potrzebowali pomocy.

Wraz z nastaniem ery chrześcijaństwa większość słowiańskich duchów i biesów została wrzucona przez duchownych do obszernego worka z różnymi diabłami niższego rzędu. Podobna degradacja spotkała słowiańską wiedźmę, która w zamierzchłej przeszłości była przewodniczką w sprawach duchowych i medycznych, a dopiero z czasem stała się czarownicą – pomocnicą diabła i służką piekielną, której miejsce jest na palącym się stosie. Kim były dawne wiedźmy i jakie wierzenia na ich temat zachowały się wśród Słowian?

Słowo wiedźma językoznawcy wywodzą wprost od prasłowiańskiego rzeczownika *vědьma, który został utworzony od czasownika *věděti – wiedzieć. Wiedźma to zatem osoba, która wie – Wiedząca. Przypuszcza się, że w dawnych wspólnotach wiedźma była kobietą posiadającą wiedzę z zakresu medycyny i spraw nadprzyrodzonych. Możliwość kontaktowania się z istotami spoza tego świata dawała wiedźmom wiedzę, która nie jest dostępna dla zwykłych śmiertelników, aczkolwiek mogły one wykorzystywać tę wiedzę do tego, by im pomagać. Z tego względu wiedźmy w dawnych wspólnotach mogły pełnić bardzo ważną funkcję. Nie tylko pośrednicząc w kontakcie ze światem duchowym, ale też wspierając ludzi w wypadku chorób i innych zdrowotnych dolegliwości. Można spekulować, ile wiedźmy łączyło z żercami i wołchwami – przedchrześcijańskimi przewodnikami duchowymi. Częściowo mieli oni podobne kompetencje i umiejętności, aczkolwiek żercy i wołchwowie zapewne w większym stopniu skupiali się na organizacji życia religijnego wspólnoty, podczas gdy wiedźmy pełniły funkcje bardziej doraźne i praktyczne. Wraz z biegiem historii kompetencje dawnych wiedźm przejęłyby lokalne uzdrawiaczki, które w zależności od miejsca i czasu nazywano znachorkami, szeptunkami, zielarkami i zamawiaczkiami.

Wiedzące posiadały pewną biegłość w zakresie medycyny naturalnej i ziołolecznictwa, która była trudna o zrozumienia dla zwykłego człowieka. Dzięki temu mogły one leczyć różne choroby, a także opiekować się rannymi po starciach z dzikimi zwierzętami lub innymi ludźmi. Do wiedźmy mogły zgłosić się także osoby w ciąży, gdyż za sprawą posiadanej wiedzy były one sprawnymi akuszerkami, które wiedziały, jak zareagować w wypadku rozmaitych komplikacji przy porodzie. Ich wiedza z zakresu ziołolecznictwa mogła być także wykorzystywana podczas próby wywołania sztucznego poronienia płodu. Wiedza wiedźm była zapewne przekazywana z pokolenia na pokolenia, a część ich wiedzy została potwierdzona wieki później przez naukowców, choć na pewno była to wiedza zdobywana metodą prób i błędów, którą w zamiechłych czasach trudno było rzetelnie weryfikować. Zapewne same wiedźmy wiedzę tę łączyły także z rozmaitymi rytuałami i działaniami magiczno-religijnymi, wierząc w to, że dzięki temu ich praktyka będzie bardziej skuteczna. W praktykach podlaskich szeptunek ludowych mocno zaznaczają się wątki chrześcijańskie, a skuteczność zabiegów medycznych miała zapewnić Maryja wraz z zastępem rozmaitych świętych.

Należy mieć jednak na uwadze, że bardzo niewiele wiemy o przedchrześcijańskich wiedźmach i powyższy wywód opiera się na pewnych spekulacjach. Trudno zakładać, by posiadanie wiedzy mogło być dla dawnych Słowian czymś złym, więc stąd założenie, że w swym pierwotnym znaczeniu wiedźma nie mogła być wyrazem o nacechowaniu negatywnym. Związki magii z wiedzą i pośrednio także z religią, choć współcześnie wielu osobom mogą wydawać się absurdalne, dawniej były dość naturalnym skojarzeniem. Należy wspomnieć chociażby o perskich i zaratusztriańskich magach, którzy reprezentowali stan duchowny i równocześnie byli nazywani obocznie mędrcami i nauczycielami. Skojarzenie tej warstwy społecznej ze współcześnie rozumianą magią jest późniejsze i, podobnie jak w wypadku wiedźmy, ma związek z niezrozumieniem przez monoteistów odmiennego systemu wierzeń. Łączenie innych religii z niebezpiecznie opisywaną magią służyło także temu, by wierni z większą nieufnością podchodzili do obcych systemów wierzeń.

Wiedźma i jej uczennica
Wiedźma i Atra – ilustracja z książek o Wilczej Dolinie Marty Krajewskiej (Genius Creations ©)

Dawne źródła pisane przedstawiają słowiańskie wiedźmy jako istoty półdemoniczne, których człowieczeństwo często było określane jako pozorne i wyłącznie powierzchowne. W kulturze ludowej wierzenia w wiedźmy zlały się z czarownicami – diabelskimi wysłanniczkami, które, jak sama nazwa wskazuje, zajmowały się czarowaniem. Najbardziej znaną słowiańską reprezentantką tej grupy jest Baba Jaga. Przypuszcza się nawet, że dawna Jaga (zwana też Jedzą) mogła być leśną boginią magii, którą podczas chrystianizacji zdegradowano do rangi istoty demonicznej. Jej odpowiednikiem w folklorze Bałtów byłaby Ragana, która w wierzeniach Prusów była nawet boginią śmierci i przeistoczenia, a wśród ludów bałtyjskich – wróżką i czarodziejką. Nieznane są związki wiedźm z kultem Marzanny / Morany, która dla Słowian była boginią podobną do pruskiej Ragany.

Kwestią dyskusyjną jest to, skąd wiedźmy czerpały swoją moc. Jeżeli zawierzymy, że miały one moc kontaktu ze światem nadprzyrodzonym, to zapewne czerpały ją one od pradawnych bóstw. W wierzeniach ludu utrwaliło się jednak także przekonanie, że natura ich działań była typowo magiczna, a wiedźmy były w stanie podług własnego dyktanda naginać prawa przyrody, posługując się przy tym białą i czarną magią. Więcej o wierzeniach polskiego ludu na ten temat pisaliśmy przy okazji artykułu o wielkopolskich ciotach, które były popularnym regionalnym wariantem wierzeń w te istoty.

W folklorze słowiańskim mocno utrwalił się obraz wiedźmy / czarownicy, która tylko pozornie jest przyjazna człowiekowi, ale tak naprawdę próbuje go zniszczyć i sprowadzić na złą drogę. Kobiety te były w stanie wywołać bądź odegnać chorobę u człowieka lub zwierzęcia, mogły także rzucić bądź ściągnąć urok, a także odmienić ludzki charakter. Zwierzęcymi towarzyszami czarownic były ropuchy, węże, żmije, czarne koty, sowy i nietoperze. Miejscem spotkań czarownic z innymi wysłannikami piekielnymi jest Łysa Góra, która prawdopodobnie była ważnym miejscem przedchrześcijańskich kultów. Zresztą, miejsca pradawnych kultów często wznoszono właśnie na wysokich wzniesieniach, więc nic dziwnego, że z czasem chrześcijańscy duchowni w górach zaczęli widzieć miejsce potencjalnych schadzek piekielnych sił. Gdzieniegdzie w folklorze wspomina się także o męskich odpowiednikach wiedźm, tzw. wiedźmarzach lub wiedźmakach, którzy czasem byli istotami bardzo podobnymi do wiedźm, a czasem też kimś, kto działał przeciwko nim. W niektórych bowiem wierzeniach wiedźmarz był osobą, która miała chronić człowieka od wpływów złych wiedźm i innych istot nadprzyrodzonych. Stąd też zresztą Andrzej Sapkowski zaczerpnął inspirację, tworząc w swojej literaturze wiedźminów.

Współcześnie poza oczywistymi popkulturowymi skojarzeniami wiedźmy powszechnie kojarzą się z niechlubną epoką w historii, jaką były czasy polowań na czarownice i procesów o czary. Były to też zresztą czasy zmierzchu autentycznej powszechnej wiary w moc magii. Choć na tle innych narodów europejskich narody słowiańskie nie były tak bardzo zaangażowane w wyłapywanie i zabijanie czarownic, to analiza źródeł nie pozostawia wątpliwości, że także i naszych ziemiach część społeczeństwa ogarnęła dziwna choroba umysłu objawiająca się chęcią walki z tymi, którzy byli inni i nie wpisywali się w pożądane kulturowe wzorce. Przyjmuje się, że na ziemiach polskich od XVI do XVIII wieku w wyniku spalenia na stosie lub samosądów zginęło od 20 do 40 tysięcy kobiet posądzonych o czary. Należy jednak zaznaczyć, że były to często działania przejęte od krajów zachodnich i tamtejszych środowisk protestanckich, gdzie procesy o czary miały znacznie większy rozmach.

Bliżej nieokreśloną część tej niesłusznie skazanej na cierpienie i zagładę zbiorowości stanowiły kobiety kontynuujące praktyki dawnych wiedźm. Trzeba mieć jednak na uwadze, że raczej były one zdecydowaną mniejszość, a duża część ówczesnych znachorek, szeptunek i zielarek niekoniecznie była podejrzewana o czarowanie. Często kobiety te dobrze funkcjonowały we wspólnotach, nieświadomie adaptując swoją wiedzę i praktyki do katolicyzmu ludowego. Zresztą, wraz z rozwojem chrześcijaństwa na naszych ziemiach medycyną naturalną i ziołolecznictwem coraz częściej zaczęli zajmować się mnisi z okolicznych zakonów, więc niekoniecznie wiedzę tę łączono ze sferą zakazaną.

Analiza materiałów źródłowych pokazuje, że procesy o czary były często wyłącznie pretekstem do usunięcia ze społeczeństwa niewygodnych jednostek: lokalnych buntowniczek, kobiet rozwiązłych seksualnie bądź po prostu członkiń rodzin przeciwnika politycznego, którego chciało się skompromitować. Choć niższe warstwy zdawały się autentycznie wierzyć w magię i możliwość konszachtowania oskarżonych z siłami piekielnymi, to dla możnowładców procesy o czary były przede wszystkim wygodnym narzędziem do zaprowadzania porządku, choć nie można wykluczać także tego, że także wśród najwyższych warstw społecznych były osoby owładnięte zabobonem i wiarą w czarną magię. Początków procesów o czary i działań inkwizycyjnych możemy doszukiwać się jeszcze w średniowieczu, jednak dopiero w nowożytności ponury zababon owładnął totalnie umysły ludzkie, a katolicy i protestanci po dziś przerzucają się wzajemnymi oskarżeniami o to, która religia bardziej przyczyniła się do śmierci setek tysięcy kobiet.

Tematem czarownic i procesów o czary szerzej zajmował się Bohdan Baranowski, którego prace naukowe są dziś powszechnie dostępne dzięki wznowieniom wydawnictwa Replika w ramach serii „Wierzenia i zwyczaje”.

Lokalne wiedzące w tamtych czasach swoimi praktykami mogły jednak mocno się narazić. Nie ma się co oszukiwać – działania wiedźm, choć częściowo opierały się na wiedzy, często były bardzo intuicyjne i nie zawsze przynosiły pożądany efekt. W niektórych wypadkach medycznych człowiek był bezradny i wszelkie działania były daremne. Choć duchowni chrześcijańscy mocno przyczynili się do zdemonizowania wizerunków wiedźm, to nie można ich w całości obwiniać za niekorzystny wizerunek tych kobiet. Każde nieudane działanie wiedźmy narażało ją na ostracyzm społeczny, a za sprawą rzekomo posiadanej mocy łatwo było obwinić ją także za nieszczęścia, z którymi nie miała nic wspólnego. Ludzkości od zarania dziejów towarzyszył lęk przed nieznanym, a słowiańskie wiedzące i późniejsze znachorki były tymi, które przełamywały ten strach i próbowały działać w sferach mało poznanych. Ceną, jaką za to płaciły, była powszechna nieufność i wynikająca z tego samotność wraz ze społeczną izolacją.

Prowadzona w późniejszych wiekach nagonka na tego typu osoby trafiła na podatny grunt, a procesy o czary rozrosły się w Europie do niebotycznych rozmiarów. Słowiańscy żercy i wołchwowie na długie lata zostali skazani na zapomnienie, a ze słowiańskimi wiedźmami dzieje obeszły się jeszcze bardziej brutalnie. Z jednej strony zostały one zdegradowane do rangi istot demonicznych, z drugiej strony – kilkaset lat po przyjęciu chrześcijaństwa kobiety parające się ziołolecznictwem i medycyną ludową musiały obawiać się oskarżeń o czary ze strony zawistników. Oskarżenia te w praktyce łączyły się z serią okrutnych tortur i prawdopodobieństwem śmierci w męczarniach na podpalonym stosie. Na szczęście we współczesnej literaturze coraz częściej próbuje się zrehabilitować wizerunek wiedźmy i ponownie uczynić go bardziej ludzkim. Przykładami tego są Wiedźma i Atra z cyklu „Wilcza Dolina” Marty Krajewskiej lub tytułowa Słaboniowa z powieści Joanny Łańcuckiej.

Bibliografia:

Podobał Ci się artykuł? Rozważ postawienie nam kawy. Utrzymanie strony kosztuje, a nasze treści tworzymy za darmo.
Postaw mi kawę na buycoffee.to