Styczeń i luty to czas najsilniejszych mrozów. Na zewnątrz króluje zimowa aura, a zimy nie zawsze były takie łagodne jak obecnie. Trzaskający mróz i skrzypiący śnieg sprawiały, że ciało marzło i to nie mało. Ale kto by się przejmował zewnętrznym zimnem, kiedy to rozgrzane serce szalało. Dawno już skończył się czas adwentowego postu i posuchy, i przyszedł tak długo wyczekiwany, tak upragniony, zwłaszcza przez młodych karnawał. Sam karnawał wywodzi się z kultury krajów śródziemnomorskich i został na grunt polski przeniesiony przez królową Bonę Sforzę. Jednak to nie przeszkadzało temu, aby do karnawałowej obyczajowości wprowadzić typowo polskie zabawy i zwyczaje. Dawniej jak i współcześnie ten czas zabawy obchodzono bardzo hucznie i typowo dla polskiego temperamentu. Do takich najważniejszych zabaw należą szlacheckie kuligi, czy też mieszczańskie reduty. Jak powiada Barbara Ogrodowska, karnawałowe spotkania to była istna giełda małżeńska.
Jeśli w trakcie karnawału nie trafił się żaden wart uwagi kawaler, to była to bardzo niedobra wróżba dla panny. Mogło się to nawet stać zapowiedzią staropanieństwa. Często zdarzało się tak, że podczas karnawału stawały na ślubnym kobiercu pary połączone podczas ubiegłorocznego karnawału. Dlatego też, czy to na dworskich balach, czy w wiejskich karczmach wszystkie panny pilnym okiem wyszukiwały spojrzeń kawalerów, którzy to chcieliby zacząć z nimi dorosłe życie.
Przystępując do opisu pierwszej fazy działań zmierzających do zawarcia małżeństwa, należy zastanowić się nad dawnym i współczesnym znaczeniem leksykalnym pojęć, które współcześnie odnoszą się do dwóch oddzielnych aktów. A mianowicie „staranie się o przyszłą żonę” i „potwierdzenie woli zawarcia związku małżeńskiego”. Pytając o pierwszą fazę działań, której finalizacja następuje w momencie przygotowań do wesela, natrafiamy na bogatą leksykę, wprowadzającą chaos w desygnowaniu niekiedy tych samych elementów obrzędowych. Synonimy stanowią następujące jednostki leksykalne: zwiady, prześpiegi, przeglądy, zaputyśki, pytanki, wywiad.
W przeszłości forma zawierania małżeństwa nim została usankcjonowana przez Kościół, miała charakter umowy prawno-społecznej. To społeczność nadawała związkom sankcję małżeństwa. „Chociaż śluby zawierane w kościele wpłynęły na zmianę znaczenia prawno-społecznego ludowych obrzędów weselnych, jednakże ustosunkowanie w nich dwóch stron: pary pobierającej się oraz gromady, przyjmującej ten fakt do wiadomości i udzielającej mu swej sankcji, pozostał ten sam. Sankcja ta straciła na swym pierwotnym, pozytywnym znaczeniu, lecz role osób, występujących w obrzędzie, ich wzajemny stosunek, zmianie w gruncie rzeczy nie uległ”. Poświadczony w średniowiecznych zapisach sądowych zwyczajowy sposób zawarcia związku małżeńskiego składał się z dwóch zasadniczych aktów, a mianowicie ze zmówin i zdawin. Leksem zmówiny oznaczał rzeczywistą umowę ślubną, której wykonanie następowało w akcie zdawin. Obie wyżej wymienione jednostki językowe należały niegdyś do języka prawniczego, a zachowały się w gwarach ludowych. Jednostka leksykalna zdawiny, w języku prawniczym oznaczała przede wszystkim zdanie, tj. oddanie majętności. Jednak już od XIV i XV wieku zaprzestano używać terminu zdawiny na określenie umowy ślubnej. Co raz częściej zaczęto stosować wyraz oddać dla odróżnienia, że nie chodzi tutaj o zdanie pozbytej rzeczy, lecz o wykonanie umowy ślubnej. Ten stan rzeczy w języku polskim funkcjonuje także współcześnie, chociażby w zwrocie wyjść za mąż.
Dawniej, nim młodzi połączyli się w parę, to wcześniej obowiązkowo musiały odbyć się zaloty. Znaczenie tego leksemu jest w gwarach identyczne, jak w języku ogólnopolskim i oznacza staranie o uzyskanie względów osoby płci przeciwnej: kawalyr chodził do niyj na zaloty. Związek frazeologiczny chodzić na zaloty jest współcześnie używany tylko przez ludność starszego pokolenia. Dla młodych użytkowników języka stanowi słownictwo bierne. Ekwiwalenty dla wyżej wymienionego związku frazeologicznego stanowią następujące zwroty chodzić na kawalyrke dawniyj to się chodziło na kawalyrke zupełnie inaczy oraz chodzić na żyniaczke a z tygu Jaśka kawalyr wyrósł, już na żyniaczke loto. Wyżej przedstawione związki frazeologiczne opisują pierwszy etap czynionych przez kawalera starań, dotyczących poszukiwania przyszłej małżonki. Wszystkie oznaczają mniej więcej tyle, co „szukać kandydatki na żonę i chodzić do niej”. Zaloty, tłumaczone jako „zalecanie się do dziewczyny”, nie posiadają charakteru zobowiązującego. Jest to raczej przywilej stanu kawalerskiego, który niekiedy określany jest w gwarze jako kawalyrka. Polega na spędzaniu czasu na wspólnej zabawie w towarzystwie przyjaciół. Celem tak rozumianych zalotów jest bliższe poznanie dziewczyny, jeśli wypadnie pozytywnie, wówczas można rozpoczynać oficjalne rozmowy o przyszłym małżeństwie. Etymologicznie zaloty wyprowadza się z tej samej podstawy, co lecieństwo „wolność”, cerk. lĕt’ jest, „wolno”, lĕt’ba, „dozwolenie”, stąd więc zaloty i zalecanie się można by tłumaczyć jako „staranie się o pozwolenie, akceptację czegoś”.
Wyjaśniłam językowe znaczenie słowa zaloty, więc teraz przyszedł czas na omówienie, czym były dawne zaloty. Element zalotów miała właściwie każda zabawa, na której spotykała się młodzież. W ciągu roku okazji do nich było całkiem dużo. Za zaloty uważano wieczorne pogawędki pod płotem lub przesiadywanie z pannami na rowie, jak to dawniej mawiano. Kolejną okazją, aby czynić zaloty były wiejskie majówki i zabawy w karczmie. Jednak były takie momenty w roku, które szczególnie sprzyjały, aby zalecać się do panny. Okazją do zalotów były przede wszystkim obchody nocy świętojańskiej i karnawał. W blasku sobótkowych ognisk dochodziło do swoistej inicjacji seksualnej młodzieży. Warto zwrócić uwagę na fakt, że podczas kupalnocki opinia społeczna tolerowała i godziła się na swobodne zachowania młodzieży. W obchodach kupalnych to młodzież przeważała nad starszymi. Zalotny charakter miały także zabawy wielkanocne, w szczególności dyngus, noworoczne pochody drabów sądeckich, śląskich i rzeszowskich, nawet mówiono, że: gdzie drab przyjdzie szczęście w domu będzie, krowa się ocieli, dziewka za mąć pójdzie. Okazją dla pozyskania względów upatrzonej panny był też szlachecki kulig.
Kiedy dziewczę już zakwitło, to powoli mogło zacząć wyglądać tego wymarzonego, upragnionego kawalera. Dawniej obyczajowość wiejska różniła się nieco od tej miastowej. Jednak i na wsi pożądaną była dziewczyna dobrze prowadząca się, a nie jakaś „latawica” (od słowiańskich latawców się wywodząca). Oczywistym jest, że ten wymarzony był mężczyzną, młodym, silnym i o milej aparycji. A te pragnienia najlepiej odwzorowuje tekst ludowej piosenki:
Zielona rutka, jałowiec
Lepszy kawaler niż wdowiec
Bo wdowiec będzie wymawiał
Tamto nieboscke lepso miał.
I dzieci będą gadały
Bodaj macochy nie miały.
Chcom mnie wydać za starego
A ja nie mam woli,
A co spojrze na młodego
to mnie serce boli
Leciały gołębie
jeden nie do pary
Lepszy wdowiec młody
niż kawaler stary.
Oczywiście karnawał sprzyjał łączeniu się w pary nie tylko na wsi. Na magnackich dworach w czasie karnawału odbywały się bale nazywane redutami. Reduty to bale karnawałowe zapoczątkowane za panowania króla Augusta III. Do kalendarza warszawskich imprez zostały wprowadzone przez Włocha nazwiskiem Salwador. Początkowo odbywały się we wtorki i czwartki, jednak popularność tej formy zabawy sprawiła, że bale zwane redutami zaczęto organizować także w poniedziałki, środy i niedziele. Na reduty nie godziło się przychodzić z bronią. Za to obowiązkowym strojem każdego gościa była maska, zwana larwą. Tylko osoby szlachetnie urodzone, jeśli sobie tego życzyły, miały prawo zdjąć maskę i wówczas trzymać ją w ręku lub przypiąć do rękawa albo kapelusza. Na redutach bawili się wszyscy. Nawet kuchcik, który był wykwintnym tancerzem miał prawo tańczyć ze szlacheckimi córkami. Oczywiście o ile nie został zdemaskowany. Zamaskowane przez całe reduty, oprócz pospólstwa, chodziły także dystyngowane osoby. Zazwyczaj, gdy poznanymi być nie chciały lub dla śledzenia męża lub żony. Reduty charakteryzowały się trojaką zabawą. Najważniejszym i podstawowym elementem był taniec, popularnością cieszyła się również gra w karty oraz przypatrywanie się jedni drugim. Reduty to także czas swatów i pozyskiwania przychylności płci przeciwnej. Oprócz sal publicznych otwartych dla wszystkich, atreprenerowie (organizatorzy bali) zachowywali pokoje osobne pod swoimi kluczami. Zamaskowany kawaler za kilka złotych, mógł wykupić takowy pokój, powiadając, że chce na osobności wódkę z przyjacielem wypić. Drugi sposób na poszukiwanie prywatności opisuje Jędrzej Kitowicz: „Na dziedzińcu przed pałacem redutowym stały karety najemne przez całą noc dla odwożenia i przywożenia redutników. Kto tedy chciał ukraść cudzą żonę albo córkę na godzinę, sekretnie wyniósł się z nią z redut, czego w wielkiej kompanii dostrzec trudno było. Wsiedli do karety i albo się zawieźli do jakiego domu, z którego był kawaler lub dama, albo też kazawszy się wozić w karecie stangretowi po odległych ulicach, w niej się zjeździli i jakby nigdy nic powrócili na reduty, z osobna i nieznacznie jedno za drugim wchodząc między kompanią, między którą daremnie przez ten czas szukał mąż żony albo matka córki. „A gdzieś ty była?” – pyta znalazłszy. „Nigdzie – odpowiedziała śmiało – tańcowałam i chodziłam po pokojach. „-Na tym przestać musiała inkwizycja, nigdy w takim zawikłaniu nie docieczona. Takowa swawola była dopiero szczepem lubieżności, który się pod panowaniem następcy, Stanisława Augusta, rozkrzewił i rozrósł.” Zabawy redutowe szybko rozpowszechniły się na cały kraj. Pod koniec panowania Augusta III znane były w Poznaniu, Lesznie i we Lwowie.
A po zalotach następowały zwiady, które oznaczały sytuację, kiedy to młodzieniec, upatrzywszy sobie dziewczynę, wysyłał do domu jej rodziców, jedną ze starszych, godnych zaufania sąsiadek w charakterze swachy. Do swachy należało przeprowadzenie wstępnego wywiadu, mającego upewnić kawalera, czy może liczyć na przychylność rodziców i dziewczyny. Jeśli swacha załatwiła sprawę pomyślnie, młodzieniec wraz ze swatem składał oficjalną wizytę w domu wybranki. Słownictwo synonimiczne dla zwiadów stanowią następujące jednostki wyrazowe: wywiad, prześpiegi, przeględy, zaputyśki i pytanki. Najczęściej potwierdzonymi formami są wyrazy: wywiad i prześpiegi. Sporadycznie spotkałam się ze znajomością wśród respondentów nazw: przeględy, zaputyśki i pytanki. Warto zaznaczyć, że zwyczaj przeprowadzania zwiadów przed swatami nie był regułą. Młodzi często pochodzili z tej samej wsi, tak więc, gdy kawaler upatrzył sobie pannę, sam starał się o pozyskanie jej względów.
Dawniej zaloty stanowiły bardzo ważną rolę w obyczajowości zarówno miejskiej jak i tej szlacheckiej. Dzisiaj pamięć o nich jest przechowywana przede wszystkim w języku. Na pewno każdy z Was zna związek frazeologiczny mówiący o „kocich zalotach”, którego to używa się, aby podkreślić raczej nie zbyt owocne starania kawalera względem pozyskania panny. Karnawał służył łączeniu się w pary. Z pracami polowymi było trzeba czekać do momentu, kiedy to śniegi stopnieją i mrozy puszczą, więc każdy młody, czy starszy samotny człowiek szukał tej swej drugiej połówki jabłka, która to by umiliła czas zimowych wieczorów.
Źródła:
Kossak Zofia, Rok Polski – obyczaj i wiara, Warszawa 1974.
Kolberg Oskar, Dzieła Wszystkie – W. Ks. Poznańskie, Kraków 1963.
Kolberg Oskar, Dzieła Wszystkie – Kaliskie, Kraków 1964.
Ogrodowska Barbara, Polskie obrzędy i tradycje doroczne, Warszawa 2012.
Szczypka Józef, Kalendarz Polski, Warszawa 1984.
Ziółkowska Maria, Szczodry Wieczór, Szczodry Dzień – obrzędy, zwyczaje, zabawy, Warszawa 1989.