Brzegi wód śródlądowych od zawsze były miejscem niebezpiecznym dla nieroztropnych: kąpiących się, łowiących i włóczących się bez celu. Specyfika tego obszaru sprzyja utonięciom i innym nieszczęśliwym wypadkom, co sprawia, że dookoła tych terenów narosło wyjątkowo dużo wyobrażeń demonologicznych, zwłaszcza wśród dawnych Słowian. Swego czasu pisaliśmy już Wam o mamunach – rusałkach wodnych mamiących ludzi za pomocą złowrogiej magii. Dziś przyszła pora, byśmy przyjrzeli pozostałym demonom wodnym, takim jak utopiec i wodnik.
W kulturze ludowej wyobrażenia o tych istotach zlały się w jedno, przez co dziś wszystkie męskie demony wodne zwykło nazywać się utopcami, topielcami, utopnikami, utoplecami, utopkami, wodnikami, wasermanami, łobastą, pływnikami, wirnikami, diabłami wodnymi bądź wodylnikami – bez względu na to, o jakiego demona dokładnie chodzi. Należy jednak wyraźnie zaznaczyć, że w demonologicznych wierzeniach dawnych Słowian zachowały się dwa odrębne nurty wyobrażeń dotyczących duchów wodnych. Pierwszy z nich związany był ze złośliwymi demonami niskiego rzędu, tzw. utopcami, którymi stawały się dusze osób zmarłych w wyniku utonięcia. Drugi – z wodnikami, istotami wyższego rzędu, panami wód, którzy byli też duchami opiekuńczymi dla tego środowiska. Pomiędzy dwoma tymi typami demonów istniało wyraźne rozróżnienie – wierzono nawet w to, że utopcami stawały się ofiary rozgniewanych wodników.
Wodniki oraz utopce zamieszkiwały wszelkie śródlądowe wody: stawy, jeziora, rzeki, a także – studnie lub przydrożne rowy. Spotkać je było można w pobliżu wód: na brzegach, mostach i kładkach, gdzie wygrzewały się w świetle księżyca. Czasem nawet istoty te mogły znacznie oddalić się od wód, jednak bez względu na to, zawsze mocno ociekały wodą. Demony wodne czyhały na amatorów kąpieli na łonie natury oraz przypadkowych wędrowców, którzy, nie bacząc na ryzyko, postanowili zbliżyć się do wody nocą. Swe ofiary bezlitośnie topiły bądź co najmniej podtapiały w ramach wyraźnego ostrzeżenia. Demony wodne nie miały w zwyczaju oszczędzać nawet przeprawiających się przez wodę zwierząt.
Strach przed tymi istotami wiązał się z bezwzględnym przestrzeganiem zakazu kąpieli przed Nocą Kupały. Wierzono bowiem w to, że przed tym świętem wodniki i utopce były szczególnie aktywne. Przekonanie to przetrwało w kulturze ludowej, gdzie podobny zakaz tłumaczony był tym, że św. Jan musi „ochrzcić” wszystkie wody w noc letniego przesilenia tak, żeby te stały się względnie bezpieczne. Z tego właśnie powodu wiosenne kąpiele w wodach śródlądowych często były traktowane jako akty lekkomyślności i głupoty.
Utopce (zwane też topielcami) wyglądały najczęściej jak wychudzeni zdeformowani ludzie o oślizgłej, szaro-zielonej skórze i nieproporcjonalnie dużej bądź małej głowie. Stawały się nimi najczęściej dusze osób zmarłych w wodzie, tzw. topielców (stąd druga nazwa). Geneza ta w pełni uzasadniałaby ich wygląd, który w istocie zbieżny jest ze zmianami patomorfologicznymi, które są widoczne na zwłokach wyłowionych po pewnym czasie z wody. Utopce przebywające na brzegach najczęściej suszyły się bądź iskały. Demony te czasami zadawały ludziom zagadki, od których zależał dalszy los ofiary. Topielce w zasadzie były demonami wyłącznie szkodzącymi, choć późniejsza ewolucja wierzeń doprowadziła do tego, że np. na Śląsku utopce są odbierane jako duchy pozytywne. Dowodzą tego liczne podania ludowe, a także – znajdujące się w Bieruniu pomniki tych stworzeń.
Wygląd wodników (ros. wodjanoj) był nieco mniej człowieczy. Wyobrażano ich sobie jako niskich starców o rybich i zielonych oczach, z palcami zrośniętymi błoną. Ich wzrost nie przekraczał zazwyczaj pół metra, jednak pomimo niewielkich rozmiarów, istoty te budziły powszechny postrach i szacunek. Traktowanie ich jako panów wód wiązało się z wiarą w to, że wodylniki są odpowiedzialne za powodzie i podtopienia. Z tego powodu składano im ofiary: kozy, konie, barany, krowy bądź kury. Zwierzęta te topiono i pozostawiano na pastwę demonów opiekuńczych wód. Ulubioną barwą wodników była czerń, przez co ofiarowane zwierzęta miały najczęściej ten właśnie kolor. Na czarno młynarze malowali też młyny, chcąc w ten sposób zapewnić sobie przychylność ze strony wodnych panów.
Możliwe, że w bardzo dawnych wierzeniach wodnikom bliżej było do bóstw niż do demonów i że dopiero z czasem zostały one zdegradowane do niższej rangi wierzeń. Świadczy o tym wiara w szczególną moc wodników, która miałaby objawiać się w więzieniu dusz utopionych w podwodnych pałacach z kryształu, lodu i szkła, które miałyby skrywać się pośród niedostępnych człowiekowi wodnych głębii. To właśnie głębokie wody stanowiły prawdziwe domostwa wodników, podczas gdy inne tereny wodne były zaledwie obszarem ich działań. Demony te bywały bardzo podstępne – potrafiły na tyle upodobnić się do człowieka, że potrafiły całkowicie zmylić swoją ofiarę. Czasem też wodylniki rozmieszczały na wodzie świecidełka i wstążki, po to by zwabić w ten sposób nieświadomych ludzi. Potrafiły też upodobnić się do bardzo dużych ryb.
Ciekawym faktem jest to, że zarówno utopce, jak i wodniki są pamiętane dziś niemalże wyłącznie jako demony płci męskiej. W prawdzie podania ludowe czasem wspominają o tzw. topielicach bądź wodnicach (wodnych żonach), jednak trudno dziś rozstrzygnąć, czy wiara w nie wywodzi się z czasów przedchrześcijańskich, czy też pojawiła się dopiero później na gruncie ludowych opowiastek. Niejasny jest też związek tych istot z tzw. rusałkami wodnymi. Odmienne wierzenia na temat tych dwóch typów istot pozwalają sądzić, że raczej stanowiły one zupełnie odmienne gatunki demonów wodnych.
Podania ludowe nie rozstrzygają tego, kim byli wodnicy. Dla jednych byli oni odrębnych gatunkiem istot, pradawnymi mieszkańcami wodnych głębin. Dla innych – duszami osób utopionych. Samobójstwo poprzez utonięcie często było tłumaczone jako opętanie przed wodnika, choć wiara w to może mieć już związek z chrześcijaństwem i późniejszym przechrzczeniem tej istoty na wodnego diabła. Samobójca w wierzeniach ludu czasem mógł stać się wodnikiem, choć częściej można spotkać się z wiarą w to, że jest on jego ofiarą, podobnie jak ci, którzy utonęli w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Zmarli w wyniku utonięcia w wierzeniach naszych praojców byli na wieki potępiani, przez co przeobrażali się oni w kolejne demony, topielców czyhających na życie następnych.
Na uwagę zasługuje fakt, że podania ludu często opowiadają o utopcach-dzieciach, którymi stać mogły się dusze dzieci wyklętych przez rodziców bądź poronionych płodów. Takie demony były znacznie mniejsze od reszty topielców, jednak stanowiły dla wędrownych równie duże zagrożenie. Po wymieszaniu dawnych wierzeń z katolicyzmem utrwaliło się przekonanie, że takimi demonicznymi istotami mogły stać się dusze dzieci nieochrzczonych. Za sprawą chrześcijaństwa utopców zaczęto postrzegać również jako upadłych aniołów.
Podania ludowe o utopcach:
Z okolic Grunwaldu:
Topniki so to takie duchi. To one siedzo we wodzie w każdim jeziorze. To one w tim Łubiańskim jeziorze też so. To jest za starich legendów opowiadane, jak u jednego Krziżyka chcieli nasi do niewoli wziunść. Gonili go, aż do tego jeziora i on sie utopsiuł, i jak sie utopsiuł, to miał wołać, że teraz to co trzi lata tu musi kogoś utopsić. I co trzi lata się zawdi ktoś topi w tim jeziorze, to w tim rokuteż biło trzi lata i jeden ribak utopsiuł się… To te topniki to mieszkajo w jeziorze na dnie, w tim mule, w z tim zielisku… To one takie okropne so, takie zielgie łbi majo… To tu to to naziencej te Krziżąki, co tak ludzi męcziły, to teraz topnikami so za kare… za kare.
Z okolic Raciborza:
Szedł sobie chłop dość podpity z miasta Raciborza do domu, ale zbłądził z drogi i dostał się nad Odrę. Błąkał się długo po krzach, łąkach i kałużach i nie mógł się nijako wydostać. Zesłabiony siadł sobie pod kępę wypocząć sobie i przespać się, gdy naraz przyszedł do niego jakiś chłopek. Tego prosił, aby go zaprowadził do domu. Chłopek szedł naprzód, ale w ciemnościach coraz to głębiej włazili w wodę. Chłop potoczył się w dół i straciłczapkę. Ale się wygramolił i począł wrzeszczeć:
– Gdzie moja magierka?!
Chłopek przeskoczył i dał mu swoją nakazując, żeby był cicho. Ale gdy coraz to dalej szli w wodę, chłop się przeżegnał, obrócił się i wnet byłna suchej drodze. Rano nie mógł się długo połapać, co się z nim stało, dopiero gdy widział nie swoją magierkę, z której kapała woda, wszystko mu się przypomniało i dopiero spostrzegł, że go utopek prowadził. Żona mu radziła, żeby magierkę do Odry wrzucił, aby miał spokój, i tak się wszystko dobrze skończyło.
Źródła:
Bohdan Baranowski, W kręgu upiorów i wilkołaków.
Leonard Pełka, Polska demonologia ludowa.