
W kalendarzu chrześcijańskim tłusty czwartek jest ostatnim czwartkiem przed rozpoczęciem czasu Wielkiego Postu. Czas rozkosznych karnawałowych zabaw dobiega końca. Jednak tradycyjnie przyjęło się, że to właśnie w tym ostatnim tygodniu karnawału odbywały się najhuczniejsze obchody. Okres od tłustego czwartku do wigilii wstępnej środy nazywano ostatkami, zapustami, zapuśtykami lub kusymi dniami. Geneza tłustego czwartku sięga starożytności. Był to dzień, kiedy świętowano odejście zimy, a witano przyjście wiosny. Ucztowano głównie przy tłustych potrawach, m.in. pradawnych pączkach – w istocie były to ciasta chlebowe nadziewane… słoniną. Prawdopodobnie już poganie „tłusto” witali nadchodzącą po mrokach zimy wiosnę, jednak nie ma zbyt wielu danych, które potwierdzałyby ten fakt (wyłączając rzecz jasna powszechny u pogan kult Opiły i Objadły). O niezwykłej historii pączka na ziemiach Polski miał już wspominać Mikołaj Rej. Jedno jest pewne – pączki na stałe zagościły na naszych stołach, a współcześnie nikt nie wyobraża sobie tłustego czwartku bez tego pulchnego, nadziewanego przysmaku.
W Polsce, zarówno w miastach, jak i na wsiach, najhuczniej obchodzono ostatni tydzień karnawału, który rozpoczynał się tłustym czwartkiem. Dzień ten upływał głównie na jedzeniu i piciu. Stoły królewskie, magnackie, szlacheckie, ale też chłopskie uginały się od tradycyjnych, zapustnych potraw. W tzw. wyższych sferach od rana serwowano mięsa, przede wszystkim dziczyznę, ale dużą popularnością cieszył się także nadziewany, wykwintnie przyrządzony drób. W domach chłopskich gotowano dużo i obficie kraszonego jadła: kaszy i kapusty ze skwarkami, na stole stawiano słoninę i sadło. Na ziemi sądeckiej powiadano, że w tłusty czwartek należy zjeść tyle tłustości, ale razu kot ogonem ruszy, czyli wielokrotnie.
W tłusty czwartek nigdzie nie mogło zabraknąć smażonych na tłuszczu racuchów, blinów, pampuchów, chrustów zwanych też faworkami oraz słodkich, okrągłych, pulchnych i nadziewanych pączków. Pączki od kilku stuleci są specjałem polskiej kuchni zapustnej. Nie wiadomo, skąd dokładnie pączki do Polski przywędrowały. Możliwe, że przysmak ten zapożyczyliśmy z terenów tureckich lub z Wiednia. Pewne jest, że na stałe zadomowiły się w polskiej tradycji, kulturze i kuchni. Obecnie nie wyobrażamy sobie tłustego czwartku bez pączków. Dzisiaj pączek składa się z pulchnego drożdżowego ciasta wypełnionego marmoladą. Jednak nie zawsze bywał taki pyszny. Jędrzej Kitowicz zanotował: Staroświeckim pączkiem trafiwszy w oko, mógłby je podsinić, dziś pączek jest tak pulchny, tak lekki, że ścisnąwszy go w ręku, znowu rozciąga się i pęcznieje, jak gąbka do swojej objętości, a wiatr zdmuchnąłby go z półmiska.

Staropolskie przysłowie powiada: Powiedział Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła, według przesądu, kto w tłusty czwartek nie zje ani jednego pączka, nie może liczyć na przychylność losu w dalszym życiu. Wyrobem doskonałych pączków chlubili się przede wszystkim cukiernicy warszawscy. Swe wyrobiły dostarczali na dwór królewski Stanisława Augusta Poniatowskiego, który to pączkami raczył gości na słynnych obiadach czwartkowych.
W Krakowie z dniem tłustego czwartku powiązany jest tzw. comber. Według legendy w XVII wieku w Krakowie rządził wójt nazwiskiem Comber. Znany był przede wszystkim z surowych zasad i swojej niechęci do kobiet. Zwłaszcza przekupek rozstawiających swe kramy i handlujących na krakowskim rynku. Wójt przeklinał kramarki, gdyż swoim głośnym zachowaniem zakłócały jego spokój. Krakowscy urzędnicy na rozkaz Combra często nakładali na przekupki wysokie grzywny. A gdy wójt miał wyjątkowo zły humor, kazał wtrącać kobiety do więzienia, nawet na kilka dni.
Według legendy Comber zachorował i zmarł w ostatni czwartek karnawału, co wywołało nieskrywaną radość handlujących kobiet. W rocznicę śmierci wójta, przypadającą rzekomo w tłusty czwartek, wyrobnice, handlarki i inne kobiety niskiego stanu urządzały sobie wielką zabawę. Z czasem stała się ona dorocznym zwyczajem krakowskim. Spośród swojego grona wybierały marszałkową i dzieliły się na grupy zwane rotami. Wspólnie kupowały gorzałkę, a także opłacały muzykantów. Następnie za krzywdy doznane z ręki Combera brały odwet na wszystkich mężczyznach przechodzących przez rynek.

Ksiądz Kitowicz zapisał, że kramarki w dniu rocznicy śmierci wójta tańcowały nawet w największym błocie. Każdego mężczyznę ciągnęły do tańca. Chudeuszowie i hołyszowie sami narażali się na złapanie w zamian za jadło i napitek, natomiast bardziej dystyngowani dżentelmeni woleli się wykupić, by uniknąć tańca w błocie. Przekupki szczególnie upodobały sobie kawalerów – stroiły ich w słomiane wieńce i zmuszały do ciągnięcia klocków drewna przez rynek. Była to kara za to, że wywinęli się od małżeńskich obowiązków. Panowie musieli tańczyć dopóki nie wykupili się brzęczącą monetą.
Combrowy czwartek stał się przede wszystkim świętem kobiet. Pamięć o tym dniu aktualna była do końca XIX wieku. Źródła historyczne nie potwierdzają, by w Krakowie kiedykolwiek władał srogi wójt nazwiskiem Comber, dlatego historię tę należy traktować jako legendę.

(CC)
Źródła:
B. Ogrodowska, Polskie obrzędy i zwyczaj doroczne.
O. Kolberg, Dzieła Wszystkie.
A. Grabowski, Dawne zwyczaje krakowskie.