Niech Słowianin pamięta, czym była dawna kolęda!

Czas Szczodrych Godów to pora kolędowania radosnego obchodzenia domostw z wierszowanymi oracjami lub pieśniami życzącymi na ustach. Zwyczaj kolędowania był na tyle ważny na słowiańskiej ziemi, że wyraz Kolęda był używany nawet kiedyś wymiennie jako oboczna nazwa Godów, całego okresu świątecznego. Nic dziwnego, że ten piękny zwyczaj praktykowano na naszych ziemiach bardzo chętnie. Grupy kolędnicze swymi magicznymi oracjami i pieśniami były w stanie zapewnić gospodarzom i właścicielem ziemskim urodzaj i dostatek na cały nadchodzący rok. Utrzymujący się przede wszystkim z rolnictwa i pasterstwa Słowianie skrupulatnie przestrzegali wszystkich tradycji, po to by nie sprowadzić na swoje gospodarstwa biedy. Co więcej, kolędników przyjmowano z otwartymi ramionami, gdyż wnosili oni do domostw nieskrępowaną radość, głośny śpiew i koloryt barwnych strojów.

Współcześnie wyraz kolęda dla większości ludzi to przede wszystkim pieśń o narodzinach Jezusa Chrystusa. Znaczenie to jest jednak względnie nowe wyodrębniło się dopiero w XVI w. Kolędą nazywa się także poświąteczną wizytę duszpasterską, w czasie której ksiądz błogosławi domowników na cały nadchodzący rok. Jak zatem widać, wyraz kolęda współcześnie nierozerwalnie połączył z wiarą chrześcijańską. Wprawdzie wciąż gdzieniegdzie na wsiach bądź w miasteczkach można spotkać pięknie poprzebierane grupy kolędnicze, jednak trzeba przyznać otwarcie, że ich znaczenie w słowiańskiej kulturze znacznie osłabło. Magiczne noworoczne oracje znają dziś jeszcze niektórzy najstarsi, najbardziej przywiązani do tradycji ludzie, zaś misternie wykonane kolędnicze stroje najłatwiej dziś zobaczyć w muzeach etnograficznych. Wielka szkoda, gdyż kolędowanie to jeden z najpiękniejszych i najbardziej unikatowych słowiańskich zwyczajów. W rytuałach wykonywanych przez dawne grupy kolędnicze wiele zachowało się przekonań rodem z wierzeń naszych praojców i pramatek.

Kolęda
Autor: A. Szyszkin ©

Wyraz kolęda w kulturze dawnych Słowian wiele miał znaczeń. Po pierwsze, kolęda to cały okres Szczodrych Godów, kiedy to człowiek mógł spodziewać się wizyty radosnej śpiewającej grupy. Po drugie, kolęda to radosna noworoczna pieśń lub oracja, zawierająca często element dobrej wróżby na nadchodzący rok. Kolęda to także nazwa samego zwyczaju chodzenia z winszowaniami od domu do domu, a także datek w postaci gorzałki, smakołyków lub innych drobiazgów wręczany kolędniczej grupie. Etymologię tego ważnego dla Słowian wyrazu zwykło się dziś najczęściej wyprowadzać od łacińskiego calendae oznaczającego dawniej podobnego typu noworoczną wizytę wśród starożytnych Rzymian. Część badaczy przypuszcza, że zwyczaj ten przywędrował na słowiańskie ziemie właśnie z tamtych stron przez Bałkany. Pierwotnie wyraz kolęda miał liczne formy oboczne: kolada, koleda, kaleda. Nie wszyscy zgadzają się jednak z rzymskim rodowodem tego wyrazu, zwracając uwagę na jego związek z wyrazem koło, z którego miałoby wynikać, że Kolęda to świętowanie nowego cyklu rocznego. Czasem wspomina się nawet, że wyraz Kolęda, podobnie jak Kupała, miałby być imieniem rodzimego bóstwa, któremu poświęcony byłby cały bogaty zbiór obrzędów.

Na szczęście, na zdrowie na ten Nowy Rok,
żeby się Wam rodziła kapusta i groch.
W każdym kątku po dzieciątku,
A na piecu troje, Które będzie najładniejsze,
To będzie ci moje!

Kolędniczej grupy gospodarz mógł się spodziewać do szczodrego wieczoru (współczesne Trzech Króli) bądź nawet przez całą pierwszą połowę zimy (współcześnie do 2 lutego). Wizyta kolędników miała silny związek z zaklinaniem cyklu wegetacyjnego, odbierano ją jako dobry znak  wróżbę pomyślności i urodzaju w nadchodzącym roku. Z tego powodu gospodarz czuł się zobowiązany, by wykupić sobie łaski poprzez smakołyki (np. rogaliki zwane szczodrakami) lub inne datki. Z wizytami dawnych kolędników związany był cały bogaty cykl obrzędów magicznych, zaś w skład tych grup wchodziły różne postacie symbolizujące nadchodzący lepszy czas: gwiazdor dzierżący nowonarodzone Słońce, zaklinające urodzaj zwierzęta (turońkoza i konik), zwiastujące wiosnę ptaki (żuraw bądź bocian), a także inne zwierzęce maszkary (niedźwiedź, baran, kogut). Z czasem do grup kolędniczych zaczęli dołączać postacie z chrześcijańskich opowieści (pastuszkowie, królowiediabły, anioły), przedstawiciele grup zawodowych (np. policjant, lekarz, kominiarz), a także mniejszości etnicznych i religijnych (Żyd, Cygan, Turek). Przyjęło się również, że w grupie kolędniczej nie powinno zabraknąć Dziada Baby, jak również Śmierci, przedstawianej w stereotypowy sposób w formie przywdzianego w czerń kościotrupa z kosą w ręku. Stroje kolędników to zatem jeden wielki słowiańsko-chrześcijański miszmasz, żywo urozmaicany również przez rozmaite elementy z ludowej rzeczywistości.

Autorka: EvelineaErato ©
Autorka: EvelineaErato ©

Już słońce z gwiazdy wyszło…

Elementem scalającym kolędników jest jasno święcąca gwiazda, która w tradycji chrześcijańskiej kojarzona jest z gwiazdą betlejemską, zaś w słowiańskiej – z nowo narodzonym słońcem, słynną płonącą gwiazdą. Różny mógł być skład kolędniczej grupy, jednak nie mogła ona obyć się bez Gwiazdora lub Gwieździcha, idącej na przedzie osoby dzierżącej gwiazdę w swych rękach. Gdzieniegdzie Gwiazdorowi przypisywano również dodatkowe obowiązki. W Poznańskiem oraz na Ziemi Lubuskiej, Kujawach, Kaszubach, Kociewiu, a także części Warmii jest on osobą odpowiedzialną za rozdawanie prezentów.

Podstawą stroju Gwiazdora powinna być futrzana czapa oraz baranica długi kożuch z baraniego futra. Dodatkowo, dla ukrycia swej tożsamości może on nosić maskę bądź wysmarować sobie twarz sadzą. W zasadzie trudno powiedzieć, jakie były przedchrześcijańskie wierzenia na temat przewodnika kolędniczej grupy. Wszakże już nawet same jego imię powstało w oparciu o chrześcijańską interpretację kolędniczej gwiazdy. Szczodry Gwiazdor powinien nosić ze sobą wór z podarkami oraz rózgi prezenty dla tych niezasługujących na normalny podarunek. Podczas tradycyjnego obchodu po wsi Gwiazdor ma w zwyczaju wypytywać dzieci o zachowanie w ciągu roku, a także odpytywać je ze znajomości kolęd, wierszy bądź modlitw. Czy przedchrześcijański Gwiazdor, jakkolwiek się on nazywał, mógł wykonywać podobne obowiązki? Jest to całkiem prawdopodobne, choć w zasadzie trudno powiedzieć, jak jego postać ma się chociażby do Welesa czy tajemniczego zimowego Spasa.

Dobrze być kolędnikiem, lecz tylko Turoniem,
Kożuch plecy mu grzeje, gwiazda nad łbem płonie.

tur
Tur (Bos primigenius), przodek niektórych ras bydła domowego.
Turon_01

Wśród różnych postaci występujących w kolędniczych grupach największą furorę zdaje się budzić słynny turoń. Jego nazwa jest nieprzypadkowa i wywodzi się od tura, wymarłego ssaka z rodziny krętorogich, którego w zamierzchłej przeszłości grupy kolędnicze ciągały ze sobą w celu odprawiania magicznych rytuałów obchodzenia ze zwierzęciem gospodarskich pól. Z dzisiejszych zwierząt tur najbardziej wyglądem zbliżony był do byka bądź żubra. Zwierzę to było można spotkać w Polsce jeszcze do XVII wieku, lecz wraz z jego wymarciem pamięć o turze nie zginęła. Kreatywni ludzie na przestrzeni epok obmyślili sprawdzony sposób przebrania się za to wyjątkowe zwierzę. Na strój turonia składały się przeważnie dwa istotne elementy  wykonana z dwóch drewnianych kloców maska oraz długa szara płachta (często nazywana derką), pod którą skrywała się osoba trzymająca maskę. Maska składała się z dwóch deseczek obłożonych sierścią oraz mechanizmu, który pozwalał na tzw. kłapanie pyskiem. Ważne również było to, by nie zapomnieć o zrobieniu turoniowi zębów i języka. Podania ludowe poświadczają, że za jednego turonia przebierały się czasem dwie bądź nawet trzy osoby.

Turoń w poczcie kolędników pełni funkcję tzw. maszkary straszydła, które poza budzeniem strachu, potrafiło także wywołać śmiech. Przyjęło się, że turoń podczas obrzędów kolędniczych prowadzony jest na sznurku bądź łańcuchu. Była to rzecz jasna pozostałość po dawnym obchodzie z prawdziwym zwierzęciem. Z czasem zrezygnowano z ciągania, tłumacząc to tym, że turoń łatwo dawał się poskromić. Gdy kolędnicy śpiewali, turoń harcował i figlował, wywołując w ten sposób śmiech bądź też strach (zwłaszcza u dzieci). Trudno było mu śpiewać wraz z resztą kolędników, aczkolwiek starał się przynajmniej mlaskać i kłapać pyskiem w rytm melodii.

Autor zdjęcia: Łukasz S. Olszewski (CC)
Autor zdjęcia: Łukasz S. Olszewski (CC)

Ważnym rytuałem kolędniczym było tzw. cucenie turonia. Zmęczony harcami turoń padał na ziemię, zaś zadaniem reszty kolędników było ocucenie go poprzez wypowiedzenie stosownych zaklęć, a także poprzez wlanie mu do gardła ozdrowieńczego eliksiru w postaci wódki. Po wykonaniu tych czynności, turoń wstawał, po to by dalej radośnie pląsać. Rytuał ten miał bogatą symbolikę  wiązał się z ciągłym odnawianiem się ziemi po zimie. Przypuszcza się, że symbolika Turonia ma związek z dawnym pogańskim kultem Welesa, pana zaświatów i opiekuna wszelkiej rogacizny, któremu przypisywano czasem moc przemiany w zwierzęta, m.in. we wspomnianego tura. Postać Welesa silnie łączona była z cyklem wegetacyjnym wierzono, że to właśnie dzięki jego łaskom plony wychodziły z ziemi.

Gdzie koza chodzi
tam żytko rodzi,
gdzie stąpnie nogą,
tam żytko rośnie kopą,
gdzie stuknie rogiem
tam żytko stanie stogiem.
Gdzie koza nie chodzi,
tam się nie rodzi!

lajkonik

Urodzaj mogły zaklinać rozmaite zwierzęce maszkary: turonie, kozy, koniki, barany bądź też inne zwierzęta. Na terenie całej Polski znane są rozmaite pieśni opowiadające o rodzeniu żytka od zwierzęcego chodzenia. W zależności od regionu bądź nawet samej inwencji kolędników mogły to być rozmaite przebrania. W okolicach Krakowa szczególnie chętnie przebierano się za konika, którego zadaniem było radosne galopowanie po polu połączone z nieskrępowanym prychaniem i parskaniem. Czasem do izby w ramach kolędy wpuszczano również kozę, która z życiem tupała, skakała i bodła domowników, becząc przy tym głośno i domagając się datków. Na rogi brać mógł również baran, zaś zwiastujące wiosnę ptaki mogły podgryzać niewiasty swymi dziobami. Powszechnie wierzono w to, że ugryzienie przez bocianiego kolędnika zapewniało kobiecie płodność i zwiastowało jej rychłe zajście w ciążę.

Spektakle kolędnicze czasami wychodzą na rynki miast, gdzie publika może podziwiać to niecodzienne widowisko. Autor zdjęcia: Klearchos Kapoutsis (CC)
Spektakle kolędnicze czasami wychodzą na rynki miast, gdzie publika może podziwiać to niecodzienne widowisko. Autor zdjęcia: Klearchos Kapoutsis (CC)

Pozostali kolędnicy dobrze dostosowywali się do pląsających zwierzęcych maszkar. Każdy kolędnik dbał o to, by w jakiś sposób napsocić gospodarzowi. Dziad z Babą odprawiał niezgrabne tańce, kominiarz smarował domowników sadzą, zaś diabeł podkuwał widłami ich pośladki. Kolędnicze wybryki często miały formę skrupulatnie zaplanowanego spektaklu. Zadaniem Żyda było zachwalanie prezentowanej maszkary, próba sprzedaży jej gospodarzowi. Postać lekarza mogła być przydatna podczas stawiania diagnozy omdlałej maszkarze, przepisywaniu jej ozdrowieńczego alkoholu. Cygan z kolei wykorzystywał wywołane przez zwierzę zamieszanie do tego, by okraść domowników z jakichś cennych przedmiotów, które następnie mogły być wykupione za kolędniczy datek. Powodzeniem cieszył się Kominiarz, którego każdy chciał pociągnąć za guzik. Ten z kolei mógł odpłacić się złośliwością poprzez wysmarowanie znajdujących się w domostwie panien sadzą. Inscenizacjom tym często towarzyszyły tzw. Herody ludowe przedstawienia bożonarodzeniowe podobne do jasełek, których naczelnym tematem były rozterki króla Heroda. Wraz z upływem lat skład grup kolędniczych wraz z wykonywanymi przez nich obrzędami dostosowywał się do otaczającej rzeczywistości i aktualnego przekroju społeczeństwa.

Jednym z ciekawszych kolędniczych przebrań są tzw. kukeri, których spotkać można w Bułgarii. Ich futrzaste przebrania i dzikie tańce miały na celu odegnanie złego z miejscowości.
Jednym z ciekawszych kolędniczych przebrań są tzw. kukeri, których spotkać można w Bułgarii. Ich futrzaste przebrania i dzikie tańce mają na celu odegnanie złego z miejscowości. Autor zdjęcia: Klearchos Kapoutsis (CC)

Mimo wywoływanego przez kolędników rabanu, każdy gospodarz uważał za honor zaprosić i przyjąć rozhulaną grupę. Starszych kolędników wypadało poczęstować gorzałką, a zaś młodszych ciastem i innymi łakociami. W gwarowych opowiastkach często wspomina się, że kolędnikami zostawali najwięksi andrusy i baciarze, którzy kolędowanie chętnie wykorzystywali do bałamucenia znajdujących się w domostwie panien. Cóż, jakby nie patrzeć, tego typu praktyki również w jakiś sposób łączą się z szeroko rozumianym zaklinaniem płodności i urodzaju. Wraz ze społecznymi zmianami i stopniowym izolowaniem się ludzi zaczęto coraz gorzej postrzegać kolędników. Zapewne ta zmiana nastawienia wpłynęła na to, że z biegiem lat grupy kolędnicze zaczęły się wykruszać. Kolędnicy przestali być mile widziani w większości domostw. Przywiązani do spokoju i czystości ludzie nieprzychylnie spoglądają już dziś na ich głośne i wywołujące bałagan praktyki, przez co dziś prawdziwej grupy kolędniczej już ze świecą można szukać. W prawdzie samych przebierańców śpiewających kolędy można jeszcze dziś spotkać, lecz na próżno szukać takich, którzy to do domu wejdą, życzenia powinszują i jeszcze jakieś scenki odegrają. Przynajmniej w większości regionów Polski…

białoruskie kolędowanie

Wiwat, wiwat już idziemy,
Za kolędę dziękujemy.
Będziemy wnet ogłaszali,
Że tu skąpcy nic nie dali.

Szanująca się grupa kolędnicza powinna mieć w repertuarze orację na każdą okazję. Kolędnicy powinni być przygotowani na różne przyjęcie ze strony gospodarzy. W wypadku niewpuszczanie ich do domostwa grupa mogła się odwdzięczyć oracją wytykają panom domu skąpość, niegościnność, niegospodarność, a także brzydotę ich córek. Najgorsze w było jednak to, że niewpuszczenie psotnej gromady wiązało się z pewnym nieurodzajem w nadchodzącym roku, przez co w zamierzchłych czasach tego typu negatywne oracje wygłaszane były relatywnie rzadko. Dopiero z czasem przestano się bać konsekwencji, jakie mogło wywołać niegościnne potraktowanie świątecznych psotników.

Ludwik-Stasiak_Kolędnicy_1929

Za kolędę dziękujemy, zdrowia, szczęścia winszujemy,
Byście państwo zdrowi byli, zamiast wody winko pili.
Na ten Nowy Rok!

Za symboliczny datek kolędnicy zapewniali domownikom coś bezcennego: urodzaj, płodność, dostatek, a w efekcie też poczucie bezpieczeństwa. Dawne grupy kolędnicze wnosiły również do ludzkich siedzib koloryt i nieskrępowaną radość, której często dziś brakuje w wielu polskich domach. Czy warto było porzucić ten wspaniały zwyczaj na rzecz kultu świeżo przetartej podłogi? Wszakże gospodarna pani domu bez problemu powinna sobie poradzić z rozrzuconą przez Żyda sieczką czy też szkodami wyrządzonymi przez miotającego się turonia. Plamy od sadzy na ubraniach mogą w prawdzie okazać się problematyczne, jednak skoro radziły sobie z nimi dawne gospodynie, to radę powinny im dać również wysokiej klasy pralki znajdujące się dziś w każdym domostwie. Dzieci z pewnością nie narzekałyby na ujrzenie tak barwnego i zabawnego przedstawienia, zaś panny miałyby okazję do tego, by siedzenie w domu w święta przestać kojarzyć z nudą. Może i tacy kolędniczy pobrudzą i wymęczą nieco człowieka, jednak dla dobrego roku można przecież znieść wiele.

kolędnicy

Niech czytelnik wesół będzie,
żem mu wspomniał o kolędzie!
Ja mu na to nowe lato,
Szczęścia, zdrowia życzę za to!

Niech we wpisy blog obrodzi,
By czytelnik częściej wchodził!
Niech o naszych przodkach czyta,
Bo lektura to sowita!

Żyj słowiańska nam kulturo!
Trwaj przez lata jeszcze całe,
Bo bez ciebie życie ludziom,
Zdaje się być osowiałe!

Podobał Ci się artykuł? Rozważ postawienie nam kawy. Utrzymanie strony kosztuje, a nasze treści tworzymy za darmo.
Postaw mi kawę na buycoffee.to