Muzyczna peregrynacja po górach, morzach i przeszłości z Othalan

Stało się! Dzięki wytężonej pracy i pomocy internautów płyta Po krańce gór zespołu Othalan trafiła do sprzedaży. Dotarła również i do nas, przez co jako krzewiciele słowiańskiego ducha czujemy się zobowiązani do tego, by przybliżyć Wam tę pozycję i opowiedzieć nieco o zawartości albumu w formie autorskiej quasi-recenzji.

Othalan to zespół folkmetolowy istniejący na polskiej scenie muzycznej od 2013 r. Dotychczas było można usłyszeć ich przy na rozmaitych koncertach i festiwalach, jak też w ramach kilku audycjach radiowych. Muzycy twierdzą, że nie chcą zamykać się w obrębie ciasnych definicji gatunkowych i ich nadrzędnym celem jest „zaprosić słuchacza do własnego muzycznego świata”, w którym dobrze słyszalne jest echo przodków. Zespół próbuje to osiągnąć poprzez niecodzienny dobór instrumentów i różnorodność brzmień. Na temat swojej twórczości zespół miał już okazję sam nieco opowiedzieć w przeprowadzonym przez nas wywiadzie.

Jako sympatyk muzyki tworzonej w słowiańskim duchu z entuzjazmem i niemałą ekscytacją przystąpiłem do przesłuchania premierowego krążka folk-metalowej kapeli ze Śląska. Gdy tylko dotarła do mnie przesyłka, założyłem słuchawki i udałem się w podróż przygotowaną przez muzyków spod staronordyckiej runy.  Nadszedł czas, bym opisał Wam dokładnie swoje wrażenia z tej niecodziennej peregrynacji…

Po klimatycznym intrze wprowadzającym w świat brzmień Othalanu, słuchacz zostaje przeniesiony w Tatry, gdzie twarde rządy sprawuje Czarnobóg. Czarnobóg to muzyczna opowieść o potędze gór, drzemiących w nich  niebezpieczeństwach, które czyhają na tych, którzy nie oddają należytej czci siłom natury. Utwór zdecydowanie zapada w pamięci za sprawą mocnych brzmień i silnego kobiecego wokalu. Zespół odpowiednio dobrał środki przekazu, by wyrazić swój stosunek do wysokich szczytów, które choć piękne i ekscytujące, są przede wszystkim śmiertelnie niebezpieczne. Trudno byłoby sobie wyobrazić lepszą wizytówkę dla całego albumu niż ten pierwszy kawałek.

Kolejne dwa utwory krążka związane są z symboliką ognia. Pierwszy kawałek Obrzęd to energiczne nawoływanie słuchaczy do zgromadzenia się przy rytualnym ogniu i stworzenia dookoła niego zamkniętego kręgu, który będzie hołdem dla słowiańskich bogów. Również i w tym utworze wokalistka zespołu przypomina nam, że otaczająca nas natura przepełniona jest słowiańską magią rozciągającą się aż po horyzont. Ogień to także symbol pracy, nieodłączny towarzysz kowali, którzy z pomocą tego groźnego żywiołu są w stanie tworzyć piękno i zniszczenie – biżuterię oraz broń.  Kowal to muzyczny hołd wobec mistrzów sztuki kowalskiej, którzy dzięki wytworom swej pracy stają się nieśmiertelni.

Ukojenie po tych dwóch ognistych kawałkach przynosi spokojna Kołysanka bałtycka usnuta dookoła postaci króla Othara i mroźnej krainy Kvenland. Nastrojowy wokal Agnieszki Suchy w połączeniu z delikatną grą instrumentów działa na słuchacza niczym szum spokojnego morza: przynosi spokój i wyciszenie. Zupełnie odmienne oblicze morza przedstawia Żeglarzy pieśń, która jest mocną manifestacją wikińskiego świata wartości, w którym istotną rolę odgrywają niezłomność, zew morza oraz chęć zdobywania nowych lądów. W swych muzycznych aranżacjach Othalan uświadamia słuchaczowi, że morza i góry mają ze sobą wiele wspólnego: są śmiertelnie niebezpieczne oraz mają dar wywoływania w człowieku szerokiej gamy doznań i emocji.

Othalan stara się oddać nie tylko ducha zamierzchłych epok. Muzycy chętnie sięgają po średniowieczne pieśni, przerabiając je na bardziej współczesne i mocniejsze aranżacje. Tak jest w wypadku zaczerpniętego z Carmina Burana łacińskiego Totus floreo (’Wszystko kwitnie’) oraz dość swobodnie tłumaczonego Maledicantur. Oba te utwory orbitują dookoła erotyki i tematu dziewictwa, które rzecz jasna najlepiej utracić na łonie Matki Natury. Również i w tej materii człowiek jest nierozerwalnie związany z przyrodą, o czym najlepiej świadczy fakt, że namiętność często budzi się w człowieku wraz z wiosennymi kwiatami, które mają dosyć chłodu i zimowego letargu.

Zdjęcie: Bubusława Górny

Często powracającym motywem debiutanckiej płyty zespołu jest uznanie dla mądrości przodków, którzy światłością swych umysłów są w stanie rozjaśnić współczesnym mroki rzeczywistości. To właśnie tajemniczy dziad zza starych jak świat drzew w piosence Omen przypomina słuchaczowi, że złe czasy będą się zdarzać bezustannie, zwłaszcza że człowiek będzie zawsze podatny na podszepty złych sił. Manifestem szczególnego przywiązania do tradycji przodków jest Wieża – poruszające muzyczne wyznanie bohaterki, która odgradza się od świata, by w samotności wsłuchiwać się w głos „swoich przodków mówiących cieniem”. Osobiście mój ulubiony kawałek z albumu!

W albumie Po krańce gór nie brakuje również nawiązań do słowiańskiego folkloru. Dobrym na to przykładem jest Ondraszek – muzyczna opowieść o beskidzkim zbójniku i jego pakcie z diabłem. Do gór powracamy również pod koniec albumu. Tytułowa kompozycja Po krańce gór przenosi nas w Bieszczady – krainę rządzoną przez Biesy i Czady. Muzycy zachęcają słuchaczy do poznawania tych gór, gdyż to właśnie pośród górskich szczytów lepiej słychać głosy przodków. Wszystko za sprawą nietkniętej natury, która w tym miejscu nie musi zmagać się z cywilizacją.

Album zamyka utwór Ojców dom, który jest piękną pochwałą naszych rodzimych stron i naszej historii. Othalan nie mógłby zapewnić słuchaczowi tak wspaniałej podróży w czasie i przestrzeni, gdybyśmy nie mieli tak doniosłej tradycji i gdyby nie było nam dane żyć w tak wyjątkowej części świata, gdzie możemy delektować się zarówno szumem morza, jak i pieśnią gór. Cała ta kraina jest naszym wspólnym domem, którego nie mielibyśmy bez naszych przodków przelewających własną krew za tę strony. W swej ostatniej aranżacji zespół dziękuję piastowemu rodowi za jego odwagę i nieustępliwość w walce o swoje.

Debiutancki album zespołu Othalan oceniam bardzo wysoko. Na pierwszy rzut ucha słychać, że muzycy włożyli w projekt dużo serca i starań. Co jest mym zdaniem najmocniejszą stroną Po krańce gór? Przede wszystkim przekaz. Widać, że utwory na krążku stanowią zamkniętą całość, a ich kolejność nie jest przypadkowa. To skrupulatnie obmyślona przez muzyków podróż w przestrzeni i w czasie, która ma nam uświadomić, że jesteśmy nierozerwalnie złączeni z naturą i historią. Wspominając o atutach zespołu, trudno nie wspomnieć również o mocnym damskim wokalu, który oczarowuje słuchacza swą barwą. Swoje robi też reszta zespołu. Różnorodność wykorzystywanych instrumentów sprawia, że łatwiej jest się przenieść w odległe strony i czasy. Miło jest przy okazji muzyki rozrywkowej usłyszeć flet, obój, moraharpę czy lirę korbową.

Jako miłośnik kolekcjonowania na półkach rozmaitych dzieł kultury nie byłbym sobą, gdybym nie pochwalił estetyki wydania albumu Po krańce gór. Poza miłym dla oka opakowaniem i płyty z nadrukowanymi runami  wydanie zawiera książeczkę ze zdjęciami i tekstami wszystkich zawartych na albumie piosenek. Wielkie uznanie dla zespołu za autorskie teksty piosenek, które nawet bez oprawy muzycznej mają dużą wartość artystyczną i można je czytać jak mały tomik poetycki. Co do dodatków należy również wspomnieć o tym, że muzycy ukryli dla słuchaczy na albumie dodatkowy utwór umieszczony na końcu płyty.

Po krańce gór nie jest rzecz jasna pozbawione pewnych mankamentów. Najwięcej zastrzeżeń budzi we mnie pojawiający się w niektórych kawałkach męski wokal, który odstaje od poziomu prezentowanego przez wokalistkę. Może nie wypada on źle, ale nie zachwyca i nie oczarowuje. Na szczęście jest on tylko dodatkiem do niektórych utworów, przez co nie zakłócił mi zbytnio tej cudownej podróży po górach, morzach i przeszłości. Mam nadzieję, że Othalan w przyszłości zaskoczy nas jeszcze kolejnymi utworami, gdyż w zespole tym drzemie olbrzymi potencjał.

Podobał Ci się artykuł? Rozważ postawienie nam kawy. Utrzymanie strony kosztuje, a nasze treści tworzymy za darmo.
Postaw mi kawę na buycoffee.to