Jare Gody – witanie wiosny po słowiańsku

jare gody

Nazwa Jare Gody ma dawny słowiański rodowód. Prasłowiański rdzeń jar-, obecny również w imieniu boga Jaryły / Jarowita, znaczeniowo zawsze wiązał się z krzepkością i surowością, siłą wynikającą z młodego wieku. Przychodząca po równonocy wiosennej pora roku od zarania dziejów wiąże się z budzeniem nowego życia, wzrostem sił witalnych całego ożywionego świata przyrody. Zapewne właśnie z tego powodu starosłowiańską nazwą wiosny jest właśnie jar.

Walentynki na tle tradycji starożytnych

Trudno nie przyznać racji tym, którzy nad Walentynki wynoszą naszą Noc Kupały. Nie ma co ukrywać, że najkrótsza i najgorętsza noc w roku o wiele bardziej sprzyja miłosnym uniesieniom niż środek zimy. W końcu nic nie rozbudza bardziej ludzkiej cielesności niż całonocne poszukiwanie kwiatu paproci, przy którym bardzo łatwo było z roztargnienia zagubić gdzieś wianek.

Czas zamawiania ciepła – Gromnica-Perunica, celtyckie Imbolc, smoliste łuczywa i inne

Na przełomie stycznia i lutego wśród pogańskich ludów cześć oddawano rozmaitym bóstwom związanym ze światłem i przyrodą, np. rzymskiej Dianie lub celtyckiej Brygid. Inspiracje chrześcijaństwa kulturą pogańską widać zwłaszcza na przykładzie celtyckiego święta Imbolc, przypadającego na 1 lutego. Imbolc było czasem oczyszczenia przez ogień i wodę, porą zamawiania ciepła, a także wróżenia nadchodzącej pogody.

Zaloty i karnawałowe kojarzenie par

Sam karnawał wywodzi się z kultury krajów śródziemnomorskich i został na grunt polski przeniesiony przez królową Bonę Sforzę. Jednak to nie przeszkadzało temu, aby do karnawałowej obyczajowości wprowadzić typowo polskie zabawy i zwyczaje. Dawniej jak i współcześnie ten czas zabawy obchodzono bardzo hucznie i typowo dla polskiego temperamentu. Do takich najważniejszych zabaw należą szlacheckie kuligi, czy też mieszczańskie reduty. Jak powiada Barbara Ogrodowska, karnawałowe spotkania to była istna giełda małżeńska i wiązało się z nią kojarzenie par.

Ej! Kulig! Kulig! Kulig!

Na hasło KULIG! w domu rozpoczynała się nerwowa krzątanina, bowiem gości należało uraczyć tym, co najlepsze. To, że jedni sąsiedzi doskonale znali drugich było bardzo przydatnym w urządzaniu kuligów. Bo jeśli: przeniknęli, że gdzie czegoś brakować może, to nasełali po sąsiedzkiej znajomości, ten trunków, ów zwierzyny, często też z kuligiem zajeżdżały sanie z zapasami, które nieznacznie przechodziły do kuchni, i tak gospodyni, co była w kłopocie jak tylu gości uraczyć, później czuła, że jej serce rosło, kiedy się wszystkiego z dostatkiem znalazło.